Neuroshima - Przygody, RPG (Polski), Neuroshima, Dodatki fanowskie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cel: R.E.P.L.I.K.A.N.T. *
Ten scenariusz jest prosty jak przysłowiowy świński ogon. Wyznaczony cel jest mało
skomplikowany, a wróg dobrze znany. Nic dodać, nic ująć - typowy post-nuklearny killer na graczy,
gdzie kule będą latały nisko i gęsto, a piasek nie będzie nadążał z wchłanianiem przelanej krwi.
Pisząc go jednak nie mogę powstrzymać się przed życzeniem graczom szczęścia, a Mistrzowi Gry
wiele zabawy. Chcieli wyzwań to je mają...
Bohaterowie
Gracze mogą się wcielić albo w grupę najemników, którzy za garść gambli postanowili nadstawić
swoje karki, albo w grupę żołnierzy, którzy otrzymali rozkaz wykonania zadania specjalnego, od
którego będą zależeć losy wojny z Molochem. Ważne jest to, by była to grupka o nie poślednich
zdolnościach bojowych oraz by każdy jeden z osobna wiedział, gdzie jest lufa a gdzie spust i nie bał
się strzelaniny.
Miejsce akcji
Fort na granicy z Molochem a potem tereny przygraniczne, gdzie ciężko powiedzieć kto rządzi -
Moloch czy ludzie. Smrodliwość jednak przekracza wszelkie granice więc zapewne to ziemie
Molocha, choć brak tu stałych elementów jak pajęczyny kabli i cały ten industrialny krajobraz.
Cel
Gracze mają przywieźć żywego lub martwego, nie ważne w jakiej postaci, replikanta, czyli
najnowszy cud pokręconej technologii Molocha. Replikanci to nowum na polach bitew, więc
dowództwo chce jak najszybciej poznać jego możliwości i dowiedzieć się jak najłatwiej je
rozpierniczać. Cel więc jest prosty, z wykonaniem może być gorzej...
Zaczynamy od pracy domowej.
Idziemy do pomieszczenia z kranem. Odkręcamy wodę. Przypominamy sobie o zabraniu
magnetofonu lub innego ustrojstwa do nagrywania dźwięków. Bierzemy też kawał bardzo
szeleszczącego papieru lub folii. Nagrywamy poniższy tekst i co chwilę szeleścimy do mikrofonu
udając zakłócenia. W większości magnetofonów mikrofonu nie ma i nagrywa się przez głośnik.
Niska jakość nie powinna przerażać bo to ma być raport z pola bitwy. Zaczynamy gardłowym
głosem i staramy się gadać jak najlepiej, urywanym zmęczonym głosem:
"Zdycham... Nikt mi już nie pomoże.. Szkoda, że nie mam porcji Tornada, może umarłbym
szczęśliwy. Nic, dam se radę i bez tego. Dobrze, że przydzielili żołnierzom walczącym z Molochem
dyktafony, teraz wiem po co. Może dzięki mnie nie zginie już żaden młody chłopak. Wszystko
zaczęło się dziś około 4 nad ranem. Piękna pora na atak. Nie powiem, byłem przygotowany na
Molocha. Nie byłem przygotowany na to, co zobaczyłem (kaszel, odgłos spluwania)... Kurna,
zaatakowali nas żołnierze, tacy jak my... to na pewno nie były maszyny, to byli zwykli ludzie... no
może nie tacy zwykli, bo co drugi trzymał CKM. Nie dość że trzymał, to jeszcze sobie spokojnie
szedł i strzelał do nas. Na szczęście moi chłopcy nie były ciotami z Njujorku, to doborowa
jednostka z Appalachów, godni nosić nazwiska swoich rodów. Cieliśmy się z tym czymś długo, na
szczęście byliśmy dobrze okopani, ale te ścierwa jakoś nie chciały padać. U nas było gorzej. Dopóki
żył Doc, jakoś sobie dawaliśmy rade, ale ten głupek biegał do każdego rannego no i w końcu jeden
z tamtych go dorwał. To osłabiło morale naszych ludzi. To, albo fakt, że te gnojki nawet jak dostały,
to po jakimś czasie wstawały.
W końcu skończyła się nam amunicja... (odgłos kaszlu). Nie zostawiliśmy sobie nawet jednej kuli
żeby godnie umrzeć... I wiecie co te gnoje zrobiły? Kurna, nie uwierzycie mi... Oni nas zaatakowali
bagnetami. Dziwne? To jeszcze nic. Te gnoje próbowały nas zagryźć. Kurna, ZAGRYŹĆ! Tego
jeszcze nie widziałem, mimo dwóch lat walki z mutantami na pustyni. No i w końcu do nas doszły,
zalały nas ilością mięsa i nas pozabijały. Gryźli, dusili i w ogóle. Pozabijali wszystkich. Mnie jeden
z nich odgryzł rękę. Zemdlałem i chyba tylko dlatego jeszcze żyję. Żadnego śladu po tym co nas
zaatakowało. To też dziwne, w końcu Moloch zawsze zmienia zajęte miejsce. Ja zdycham, czuje to
z każdym oddechem, ale powiem jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, pułkowniku McGlothlin – jest z
pana kawał drania... Po drugie, to co nas zaatakowało, to jakaś nowa generacja maszyn. Wiem to,
bo jak odgryzał mi rękę to sobie obejrzałem go. Wyglądał zupełnie jak każdy z ludzi, ale jego
oczy... (odgłos kaszlu) ...jego oczy były straszne. Widać było przez nie, że nie ma już w sobie nic z
człowieka, w środku miał tylko przekładnie i układy scalone. Moloch ściąga z ludzi skórę i ubiera w
nie swoje roboty... tylko czemu każe im nas gryźć... (rzężenie, kaszel i cisza)"
No i mamy wspaniałe intro do sesji. Podczas odprawy, gdy będziemy mówić graczom co mają
zrobić puszczamy im to i już rodzi się klimat. Przynajmniej taką mam nadzieje.
Początek
Jak zwykle wrabiamy graczy zapraszając ich na zebranie z dowódcą fortu. W zależności czy mamy
do czynienie z żołnierzami czy najemnikami, tak dobieramy wypowiedź, marchewki i kije, by się
zgodzili pójść i jak dobrzy juhasi przyprowadzić zbłąkaną „replikancką owieczkę”. Proste, jeszcze
raz w skrócie: postacie graczy się przejmują, obiecują zwyciężyć, dostają trochę amunicji i sprzętu
(ale bez przesady, mają znaleźć tylko replikanta a nie rozwalić samo centrum Molocha).
Teraz filmowe ruszenie brykami i w drogę. Replikant czeka ...
Po drodze
Wiele rzeczy się może zdarzyć. Poniżej podaję kilka pomysłów na przeszkadzajki.
1. Dzicy – widzicie pielgrzymkę dzikich ludzi z tatuażami plemiennymi, dziwaczną bronią. Idą w
kierunku Molocha. Łączy ich jedna rzecz, wszyscy wydają się mocno wycieńczeni chorobami.
Wszędzie widać drgawki, wysypki, obrzęki i wrzody. Gracze widzą pierniczoną procesję
trędowatych, zebrani chyba z całego obszaru Stanów. Oni tylko idą, a potwory i strażnicy Molocha
zdają się ich nie zauważać. Gdzie idą, i dlaczego śpiewają pieśni ku czci Molocha Uzdrowiciela i
Pocieszyciela Strapionych, nie wiadomo. Jedno jest pewne, goście są tak chorzy, że nikt przy
zdrowych zmysłach nie oddawałby im leków. Im już tylko śmierć może pomóc. Albo Moloch...
2. Na niebie są ptaki. Wielkie, czarne sępy, które tylko czekają na ofiarę. Pod skrzydłami widać
jakieś srebrzyste metaliczne błyski. Pikują! Wzmacniane niklem skrzydła, ostrza kościane na
brzegach, pazury pokryte chromem. Co to jest?! No tak, Moloch eksperymentuje na ptakach.
Ciekawe, czy oczy mają podłączone do nadajników i reszta menażerii już tu biegnie...
3. Nuda, nic się nie dzieje. Węże wygrzewają się na słoneczku, w piasku wesoło zagrzebuje się
skorpion. Słońce spoza rdzawych chmur wydaje się darzyć wszystkich swoim ciepłym,
pomarańczowym blaskiem. Nuda, można iść dalej. Te, czemu te wszystkie cholerstwa zaczynają
uciekać? No co, jest siesta, walką zajmiemy się jutro. Co, mówisz, że na wydmie pokazał się jakiś
czołg i wbija słupy a za nim kolejny rozciąga sieć łączności? To nie nasi, to chyba Molochowe. Nie
będziecie chyba stać bezczynnie gdy mechaniczne gnojki rozszerzają swoje królestwo?
4. Widzę wodę, naprawdę na horyzoncie widać oazę. To nie jest fatamorgana, no co ty, znam się na
tym. Już niedaleko, jakie piękne. (po dotarciu do widoczku gracze zauważą że to wielki bilbord ze
zdjęciem oazy sprzed wojny, ma ze sto metrów długości i ze 20 wysokości, a brzegi z aluminium
świetnie wpasowują się w krajobraz. Z kilometra nie odróżnisz od rzeczywistości.) Hej, za nim coś
jest. Coś szumi. Nie, to nie woda - to chyba jakiś mechanizm prostuje wysięgniki. (atak potworka
Molocha;))
5. Co to za kurzawa nad tamtą fabryką? Nie wierzę, Moloch nie potrafi zabezpieczyć się przed
ogniem! No tak, jak się pali tony syfu, a potem sadza osadza się na wszystkim, to byle iskra lub
soczewka powietrzna potrafi zapalić cały budynek. Widzicie, jak szybko się uwijają. Trzeba będzie
o tym powiedzieć dowództwu naszych wojsk. Prawda stara jak świat, jak się nie da inaczej to
ogniem gnoja. Już to widzę, najprostszy żywioł świata zabija superindustrialnego Obcego. Jest
sprawiedliwość Boża na tym świecie.
6. Patrz tam! Coś błyszczy pod piaskiem. Trza to wykopać, graty zawsze się przydają i przynoszą
gamble. No co, jakaś beczułka, to co że naostrzona z jednej strony. Przed wojną robili różne fikuśne
naczynia. Nazywali to wazonem. Spokojnie, bo chyba coś się w środku rusza. Słyszę jakieś
przesuwające się zapadki. To się otwiera. Jakieś cyferki migają...Ty, to niewypał... Spierniczamy,
zaraz pewnie rąbnie...
Polowanie
Czas się zabawić. Po pierwsze, jedyne co gracze wiedza o Replikantach to to, co usłyszeli w
nagraniu. Szukają więc czegoś co gryzie, ma bebechy z metalu i na pierwszy rzut oka wygląda jak
człowiek. Na ziemiach nadgranicznych nie jest to jakaś dokładna charakterystyka. Pierwszy lepszy
mutant lub cyborg wyglądają podobnie, więc zapewne gracze trochę sobie poszukają. W
międzyczasie powinni zobaczyć masakryczne krajobrazy ziem zajętych przez Molocha. Poniżej
znajdziecie tabelkę ze stałymi elementami i kilka słów, które mogą wam pomóc w opisie:
1. kabel bez początku i końca. Koszulkę ma z jakiegoś stopu, nie da się go przerąbać. Ale można
ciągnąć. Z jednej strony jest luz.
2. transformatorownia – jakiś kabel robi in, inny out.
3. sterta półfabrykatów – dziwaczne kawałki profilowanych blach i płaskowników. Co z tego
będzie, lepiej nie pytać.
4. martwy mechanizm, wokół niego uganiają się technolarwy, wymontowujące jeszcze użyteczne
części. Moloch jest proekologiczny, stawia na recycling.
5. dół z fundamentem, wystają zbrojenia i miejsca na kable.
6. dymiący stos palących się fragmentów organicznych. Lepiej nie wiedzieć czym to było za życia.
7. technorzeźba – Moloch nauczył się od ludzi sztuki i stawia dziwaczne znaki graniczne. Jeśli to
jest jego sposób komunikacji to nic dziwnego, że trzeba go zatłuc.
8. pozostawione części elektroniczne. Dobry technik coś z tego wygrzebie. Jeśli oczywiście będzie
miał czas.
9. kałuża jakiegoś brudnego smaru czy oleju. Widać jakaś maszynka wybrała akurat to miejsce na
wymianę płynów.
10. sterta złomu - coś ściągnęło tu złom z okolicy. Pewnie zaraz wróci...
Leże Replikanta
Teraz wyobraź sobie ową stertę złomu najrozmaitszych fragmentów maszyn. To jest znak, że
replikant jest blisko. Bo to on ściągnął sobie sprzęt do udoskonalania swojej budowy. Z
płaskowników będzie pancerz, siłowniki wsadzi się w nogi, cięgna wzmocnią dłonie. Kawały
wierteł na palce zamiast szponów, szkłem wyłoży się grzebień na kręgosłupie. To jest raj dla
takiego stwora. Tu gracze powinni go spotkać i pokonać. Jak? Nie wiem, ale inteligentne osoby
najpierw przyjrzą się celowi. Zobaczą, jak żałosne jest to stworzenie w bezrozumnym pędzie do
doskonalenia siebie, w tęsknocie do stworzenia z samego siebie, cudu mechanizacji. Potem może
wcisną mu jakąś zabawkę z wlanym do niej kwasem albo wirusem. Tak jak pokonuje się smoki,
„baran z siarką”. Tu potrzebne jest coś takiego samego. Nawet podrzucenie mu oleju z piaskiem
może go zabić. Replikańci są twardzi i mogą przyjąć w siebie masę różnorodnego sprzętu, ale
należy pamiętać, że tworzą jeden organizm. Za dużo piasku i zatrą im się łożyska, kwas może
wypalić uszczelki i zacznie się wylewać paliwo wprost do jego żołądka. To maszyna w fazie prób,
prototypom może się zdarzyć zatarcie i mały wybuch. A kilka odpowiednio posłanych kulek
dokończy sprawę.
A potem na bryki i wynocha. Jak szefowstwo zobaczy to zdębieje. Przypadek który się im trafił
będzie miał pompę do węża ogrodowego zamiast serca i procek z konsoli do gier w mózgu. I jak
pokaże sekcja, wszystko świetnie działało...
Coż, recycling ponad wszystko...Replikanci niczego nie marnują...
///
REPLIKANT
Replikanci to nowy rodzaj broni używany przez Molocha. Jeden z najgorszych jakie wymyślił. Na
szczęście nie ma ich za dużo. Moloch nie tworzy Replikantów tak jak inne swoje maszyny.
Dlaczego? Dlatego, że Replikant to żywy organizm, który został zarażony technowirusem,
zmutowanym i stechnicyzowanym szczepem wścieklizny. Po zarażeniu organy wewnętrzne ofiary
zmieniają się w interfejsy, następne można już dodawać układy scalone wspomagające ich pracę,
przekładnie, tryby, i w ogóle w maszyny poprawiające wszystko. Tworzy się żywy komputer,
koniec z problemami z odrzutem przeszczepów. Replikant przyjmie wszystko, dołączając do
swojego organizmu każdą część do mielenia ludzkiego mięsa jaką znajdzie. Zamiast serca, super
wydajna pompa, zamiast języka spektrograf itd. Nanowirusy pokrywają kości metalem,
rozbudowują układ kostny, by pomieścił coraz większe kawały sprzętu. Aż w końcu mamy mecha,
coś czego się nie da nazwać inaczej jak pomiotem Molocha.
Są praktycznie nieśmiertelne, zabija je praktycznie celne trafienie z ciężkiej broni, najlepiej z
wyrzutni rakiet. Inaczej wstają i idą walczyć dalej. Idą, żeby zarażać innych. Dlatego dążą do
zwarcia, do walki twarz w twarz. Dlatego gryzą. Człowiek ugryziony przez Replikanta zaczyna się
zmieniać. Może nawet umrzeć, ale jego organy zmieniają go w robota. I w mózgu pojawiają się
wspaniałe nowinki prosto z łba Molocha – „podłącz tą piłę, zamień nerkę na ten filtr”. A potem taki
zmarły Wujek John, pogryziony prze wściekłego pieska, pięć dni po pogrzebie wyłazi z grobu jako
Replikant i zaczyna rzeź.
Problem to tylko energia, żrą więc wszystko: paliwo, baterie, ludzkie ciała, drewno. Wszystko na
coś da się przerobić. Replikantów jest niewielu, bo większość w pewnym momencie chce sobie
zamontować za duże ustrojstwo i umiera. Ale to tylko pierwsza generacja. Następna zapewne
będzie wybierać rozsądniej. W końcu kocioł parowy to fajna rzeczm ale gdy robi ci za pompkę to
już daleko nie zajdziesz.
///
* - Rażąco Efektywna Podróba Ludzkiej Istoty Konwencjonalnej Atakująca Naszych Troopersów:o)
OON - opis lokacji
"Bóg Wszechmogący, Chwała, Alleluja, Nasz Bomba jest większa niż wasza"
"Mocne małe szwy..." Joe R. Lansdale
Jeszcze na długo przed tym, kiedy nasz świat zmienił się w tę kupę gówna, istniało przekonanie, że
kto włada bronią masowego rażenia, ten rządzi światem. Mylono się. Ten jest zwycięzcą, kto nie
zostanie pokonany, ten będzie rządził światem, komu uda się schronić przed Wielką Jedynką.
Nazywam się Gregory Dowell i byłem szefem Ośrodka Obrony Nuklearnej w Kolorado.
schemat 1
OON był pozarządowym programem do spraw przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się broni
atomowej i wszelkich odpadów mających zgubny wpływ na środowisko. Prowadziliśmy także
projekty nad pokojowym wykorzystaniem energii z rozpadu atomów. Jak widać, przyniosło to
lepsze skutki niż projektowanie coraz to bardziej potężnych broni. Przeżyliśmy.
Jak co dzień, podjeżdżałem do miejsca pracy samochodem. Zanim zbliżyłem się do szlabanu, który
warował jedyne wejście na teren otoczony siatką, położyłem przed szybą przepustkę. Strażnik
dobrze mnie znał, ale dobrze rozumiałem jego obowiązki. I wtedy zrozumiałem, że coś jest nie tak.
Nagle zauważyłem tłum pracowników wybiegających z głównego budynku. Pędzili w kierunku
zachodniego skrzydła kompleksu. Bramki do schronu! Porzuciłem samochód w miejscu, w którym
się zatrzymałem i pobiegłem za ludźmi. Coś niedobrego musiało się wydarzyć. Dopiero w tłoku
dowiedziałem się najgorszego. Nadchodził koniec świata. W ten sposób mnie zastał, taki był
początek dnia, w którym po raz ostatni widziałem stary porządek. Nadchodziła noc.
Ktoś, kto projektował wejścia do schronu musiał mieć nierówno poukładane pod sufitem. Ale też
nikt nie spodziewał się, że do pomieszczenia mogącego utrzymać tysiąc osób, będzie się starało
wedrzeć pięć tysięcy. Na placu przed ośrodkiem zaczęły rozgrywać się dantejskie sceny. Choć
otwarto na oścież skrzydła bram, które mogły pomieścić ciężarówkę, ludzie zaczęli się tłuc między
sobą o pierwszeństwo. Wielu z pracowników zakładu zostało zadeptanych. Jeszcze większe piekło
rozgrywało się na klatkach schodowych. Część ludzi pakowała się do wind (zjeżdżając słyszeli
jeszcze długo bicie pięści o zamykane drzwi), reszta zbiegała po schodach nie uważając nawzajem.
Sporo osób straciło życie i tu - zagniecieni, przewróceni. Miałem szczęście. Dostałem się przez
wejście numer 1 do klatki schodowej B. Zdążyłem wepchnąć się do windy.
schemat 2
Ludzie nie byli przygotowani na to, że w jednej chwili ich świat runie do góry nogami. Nie byli też
przygotowani na spektakl, który sami sobie urządzili. Człowiek człowiekowi wilkiem. W windzie
słyszeliśmy, przez szyby wentylacyjne, jak gdzieś niedaleko runął jeden z dźwigów. Widocznie nie
wytrzymała zbyt wielkiego obciążenia. A może, od czasu kiedy schron został wybudowany, ktoś
niedbale ją konserwował? Krzyki spadających śnią mi się do dziś.
Zanim system zamknął zewnętrzne wejścia, w schronie znalazło się nieco ponad siedemset osób.
Siedem razy więcej pozostało na powierzchni, zdani na siebie. Na śmierć. Czy ktoś się smucił? Ci,
którzy dostali się do środka gratulowali sobie nawzajem, śmiali się i cieszyli. Dopiero po chwili
zauważyliśmy, że to był przejaw ich szaleństwa. Stracili panowanie, ich nerwy były w strzępach.
Jakiś palant wyciągnął pistolet strażnika, któremu udało się zbiec wraz z nami i zaczął strzelać w
tłum, po czym załatwił siebie. Do tej pory mamy kłopoty z psycholami. Pokryli się w szybach i w
innych zakamarkach schronu. Co jakiś czas jesteśmy świadkami sabotażowych działań, albo
brutalnych morderstw. Cały czas żyjemy w strachu, że znów pojawi się któryś z tych obłąkanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]