Nekroskop+5+-+Roznosiciel(1), E book
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brain Lumley - Nekroskop V - Roznosiciel
Wchodząc szlakiem Mobiusa do budynku, Keogh pozwolił, by pączkujący w nim wampirzy instynkt
doprowadził go na odpowiednie piętro. Komuś, kto jak Nekroskop kreował własne drzwi samą mocą
liczb, zamki w tych realnie istniejących nie mogły przysporzyć problemów. Dwukrotnie jednak z
przyzwyczajenia chciał zapalić światło i dopiero wówczas dotarło do niego, że to niepotrzebne. W
pewnej chwili natrafił na duże lustro, a to, co w nim zobaczył - obraz mężczyzny o pociągłej twarzy i
świecących czerwonawych oczach - zafascynowało go i przeraziło jednocześnie. Był oczywiście
świadom zachodzących w nim zmian, ale dotąd nie pojmował, jak szybki to proces. To wywołało w
nim mieszane uczucia i jakieś dziwne pragnienia: tęsknotę za nocą i tajemnicą, za wędrówką w
jakieś obce miejsca, choćby i w poszukiwaniu łupu. No i właśnie zawędrował w takie miejsce. Ale łup
łupowi nierówny...
Dla Melissy, Heather, Anny i Eleanor. Tyle razy sączyły ze mną wino i delektowały się
egzotycznymi daniami, a ich słodkie usta prześcigały się w poruszaniu dziwnych i obscenicznych
tematów, mających wzbudzić we mnie niesmak (i może połaskotać mój umysł?), Trwało to aż do
chwili, gdy zbyt późno - zadałem sobie pytanie: co cztery tak rasowe potwory robią w tak miłej
chińskiej restauracji?
WPROWADZENIE
Zdolności ponadzmysłowe, które Harry Keogh odziedziczył po matce, rozwinęły się w nim w
sposób niespotykany. Harry jest Nekroskopem; rozmawia z umarłymi, podobnie jak zwykli ludzie
rozmawiają ze swymi przyjaciółmi i sąsiadami. I rzeczywiście - z Harrym przyjaźnią się tłumy
zmarłych, on jest jedynym światłem w ich wiecznej ciemności, jedynym ogniwem łączącym ich z
utraconym światem.
Powszechna wiedza na temat śmierci mija się z prawdą; umysły nie tylko nie obracają się wraz z
ciałami w proch, ale nawet kontynuują swe dzieło, korzystając z niezliczonych możliwości, jakie za
życia nie były im dane. Pisarze nadal "piszą" arcydzieła, które nigdy nie doczekają wydania;
architekci projektują bajeczne, niemal doskonałe miasta, których nikt nigdy nie zbuduje; matematycy,
poszukując Czystej Liczby, zbliżają się do wykładników, których jedyną granicą jest nieskończoność.
Jako chłopiec Harry swymi ezoterycznymi "talentami" pomagał sobie w nauce; nigdy nie
przepadał za szkołą, toteż kilku bardziej doświadczonych przyjaciół zza grobu pokazało mu skróty
umożliwiające ominięcie owych szkolnych problemów. Dzięki temu odkrył w sobie pociąg do
matematyki instynktownej, czy też intuicyjnej.
Ale Harry Keogh nie był jedynym, który "rozmawiał' z umarłymi. Radziecki Wydział E (Wydział
Rozwoju Paranormalnego) korzystał ze zdolności Borysa Dragosaniego, nekromanty, który wydzierał
bezczeszczonym ciałom ich sekrety. To, za co Ogromna Większość kochała Harry'ego, w przypadku
Dragosaniego budziło tylko łęk i odrazę. Różnica była aż nadto widoczna: podczas gdy Nekroskop
jedynie rozmawiał z umarłymi, dając im przyjaźń i pociechę i nie żądając nic w zamian, rosyjski
nekromanta sięgał w głąb i brał, co chciał! Przed Dragosanim, pomnym ohydnych nauk
pogrzebanego przed wiekami, ale wciąż jeszcze nieumarłego wampira, który obdarzył go swym
nasieniem, nic się nie mogło ukryć; znajdował odpowiedzi we krwi, wnętrznościach i szpiku kostnym
ofiar. Umarli zazwyczaj nie czują bólu, ale i w to ingerował talent Dragosaniego. Nekromanta swymi
zabiegami sprawiał, że cierpieli! Czuli jego ręce i paznokcie; czuli i pojmowali wszystko, co im czynił!
Nigdy nie zadowalało go zwyczajne wypytywanie zmarłych; bał się, że mogliby go okłamać. Nie,
wołał rozszarpywać ciała na strzępy, a potem szukać odpowiedzi w rozdartej skórze i mięśniach, w
pociętych ścięgnach i wiązadłach, w płynie mózgowym, śluzie wypływającym z oczu i uszu, i
wreszcie - w martwej strukturze tkanek!
...Szukając zemsty na tym, który w okrutny sposób pozbawił życia jego matkę, Harry Keogh
uświadomił sobie, że zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie istnieją agencje wywiadu
paranormalnego Zwerbowany przez Anglików, wziął udział w tajnej wojnie z rosyjskimi mediami,
ścierając się z Borysem Dragosanim. Wykorzystał swoją intuicję matematyczną.
Dzięki pomocy Augusta Ferdynanda Mobiusa (1790 -1868) Harry zyskał dostęp do kontinuum
Mobiusa, piątego wymiaru, równoległego nie tylko do czterech ziemskich, ale i do wszelkich innych
światów materialnych Mógł teraz w jednej chwili "teleportować się" do dowolnego miejsca na Ziemi, o
ile tylko znał jego koordynaty lub pilotował go przyjazny zmarły Co więcej, Harry odkrył, że jego
niesamowita moc pozwała wywołać umarłych z grobów!
Ażeby uwolnić świat od wampira Dragosaniego, skorzystał z kontinuum i najechał na Zamek
Bronnicy, tajną kwaterę rosyjskiego Wydziału E. Tam wezwał pod swe rozkazy armię
zmumifikowanych Tatarów, których ciała przetrwały w torfiastym gruncie. Dragosani zginął, a wraz z
nim przepadła część personelu i sporo aparatury należącej do owej radzieckiej agencji. Ale i Harry
zapłacił za to - jego ciało również zostało zniszczone. Tyle że... Nekroskop dobrze wiedział o tym, że
śmierć nie jest kresem.
Jako bezcielesny, czysty umysł, umknął do kontinuum Mobiusa, a później w wyniku nic
kontrolowanej metempsychozy zajął odmóżdżone ciało brytyjskiego espera. Wówczas już świadom
był roli, jaką będzie musiał odegrać w uwolnieniu świata ludzi od wampirzego pomiotu. Cel ów (owo
przeznaczenie) uświadomił sobie, odkrywszy pośród jasnoniebieskich linii żywotów ludzkich
przenikających przeszłość i przyszłość, zawartych w kontinuum Mobiusa, szkarłatną nić wampira.
Julian Bodescu, skażony wampiryzmem przez Tibora Ferenczego - tego samego pogrzebanego
przed wiekami wampira, który zaraził Dragosaniego - zagroził zarówno życiu Harry'ego, jak i jego
maleńkiego syna. Ale tym razem to Harry Junior odwrócił karty i doprowadził do unicestwienia
Bodescu; on także był Nekroskopem, obdarzonym takimi samymi zdolnościami, jak jego ojciec. A
może nawet większymi...
Po aferze z Bodescu Harry Junior ulotnił się (wyglądało na to, że nawet z powierzchni Ziemi),
zabierając z sobą swą nieszczęsną, obłąkaną matkę. Poszukiwania, jakie prowadził wówczas Harry
Senior, przyniosły mu tylko zwątpienie. Biegnące przez kontinuum Mobiusa linie życia jego żony i
syna ginęły w jakimś innym świecie, do którego nawet on nie miał dostępu.
Harry rozstał się z Wydziałem E, poświęcając się całkowicie owym poszukiwaniom, które z
czasem stały się jego obsesją. Mijały lata, a Nekroskop żył jak odludek, w walącym się, dziwacznym
domu, o kilka mil od Edynburga.
A potem... ludzie z Wydziału E znów nawiązali z nim kontakt. Nie mogli się obejść bez jego
pomocy. Wydział stał przed podobną zagadką' agent specjalny zaginął; nic jednak nie wskazywało na
to, że nie żyje. Ów młody szpieg rozwiał się w powietrzu, podobnie jak Harry Junior i jego matka.
Ludzie z wywiadu paranormalnego mieli podstawy, by sądzić, że nadal żyje, ale nie mogli go znaleźć.
Harry dowiedział się od Ogromnej Większości, że zaginiony nie powiększył szeregów umarłych A
jednak Wydział E zaklinał się, że nie ma go "tu", na Ziemi, więc... gdzie?
Czyżby w tym samym miejscu, co żona i dziecko Nekroskop? Poszukiwania prowadzone przez
Harry'ego, doprowadziły go w końcu do Projektu Perchorsk, eksperymentu, jaki Rosjanie
przeprowadzali w jednym z wąwozów Uralu. Usiłując stworzyć pole siłowe, które mogliby
przeciwstawić amerykańskiemu programowi Gwiezdnych Wojen, przypadkowo otworzyli "smoczą
jamę", wiodącą z tego wymiaru czasoprzestrzennego do świata równoległego. W ten sposób odkryli
pradawne źródło wampirzej zarazy, jaka zalewała Ziemię! Potwory przechodziły przez Bramę
Perchorską. Niewiarygodne - ale nie dla Harry'ego i kilku agentów brytyjskiego i radzieckiego
wywiadu paranormalnego.
Dzięki swym kontaktom z umarłymi, a zwłaszcza dzięki pomocy Augusta Ferdynanda Mobiusa
Harry odkrył drugą Bramę i przeszedł przez nią do świata wampirów, którego gigantyczne wierchy
rzucały upiorny cień na całą Gwiezdną Krainę - świata, w którym berło dzierżyli krwiożerczy
Lordowie. Tam odnalazł swego syna, młodego mężczyznę, skażonego, niestety, wampiryzmem!
Harry Junior, znany w owym niesamowitym świecie równoległym jako Rezydent, wciąż jeszcze
panował nad swoją wampirzą naturą; miał na swe rozkazy niewielką drużynę Wędrowców (pierwotnie
Cyganów) i oddział troglodytów, prymitywnych tubylców. Ale jego wrogowie - potwory - przewyższali
ich swą liczbą i tylko jego "magia" - mistrzowskie opanowanie kontinuum Mobiusa i nowoczesnej
technologii - pozwalała mu zachować niezależność. Niestety, wielki i nikczemny Lord Szaitis
doprowadził do tego, że rwące się do walki wampiry, odkładając na później wszelkie waśnie,
zjednoczyły się i utworzyły przerażającą, nieludzką armię. Ramię w ramię, ruszyły przeciwko
Rezydentowi, zazdrośnie patrząc na jego włości, na jego Ogród i siedzibę.
Nie mogąc dopuścić do tego, by całkowite opanowanie obu Krain - Gwiezdnej i Słonecznej -
przez wampiry stało się mrocznym i straszliwym faktem, obaj Keoghowie, ojciec i syn, stawili czoło
zastępom potworów. Nie byli jednak sami' podczas krwawej bitwy o Ogród Rezydenta dołączyła do
nich Lady Karen. Owa wampirzyca była i piękna, i mądra. Czytała w myślach Lordów i przewidywała
ich kolejne posunięcia. Mimo to Szaitis, wspierany przez innych wielmożów, ich poruczników i hordy
przerażających wojowników, stworzonych z ciał ludzi i troglodytów, wygrałby tę bitwę, gdyby nie
zatrważające moce Nekroskopa i jego syna.
Posłużywszy się naturalnym światłem słońca, obrońcy Ogrodu rozbili armię Szaitisa i zrównali z
ziemią wieżyce z kamienia i kości, górskie twierdze wampirów Wszystkie - oprócz domostwa ich
sojuszniczki, Karen.
Później Harry Keogh odwiedził Karen w jej mrocznej warowni. Lady od niedawna była
wampirzycą; stwór w jej wnętrzu nie osiągnął jeszcze dojrzałości i gdyby Nekroskop zdołał go z niej
wyrwać i zniszczyć.. mógłby uratować Harry'ego Juniora.
Metody Harry'ego były pozbawione delikatności, drastyczne, a nawet brutalne... ale potwornie
skuteczne. Czyż jednak mógł przewidzieć ów skutek? Karen była przecież wampirzycą! A potem?
Uwolniona od upiornego pasożyta, stała się jedynie śliczną, pustą dziewczyną. Gdzież podziała się
jej moc, jej wolność, jej surowy, niczym nie skrępowany wampirzy duch? Wszystko przepadło.
A kiedy Harry odzyskał siły po owym zabiegu, przekonał się, że Karen dokonała wyboru.
Patrzył z góry na leżące na stoku, skrwawione i pogruchotane ciało, okryte białą szatą. Rzuciła
się ze szczytu murów. Rezydent wiedział, do czego doprowadził jego ojciec; pojmował też dlaczego.
Skoro Harry Senior był w stanie uleczyć Karen, mógł zastosować tę kurację i wobec swego syna. W
obawie, że ojciec któregoś dnia powróci do Gwiezdnej Krainy, by tego dokonać, Rezydent odwołał się
do swych wampirzych mocy i zredukował jego zdolności do zera. Pozbawił go znajomości mowy
zmarłych (daru umożliwiającego porozumiewanie się z umarłymi), a także wiedzy o liczbach. A potem
Harry Keogh, eks-nekroskop, został odesłany z powrotem do swego świata, świata ludzi.
Nie mogąc już rozmawiać z umarłymi - naruszenie tej reguły groziło potworną kaźnią, zarówno
fizyczną, jak psychiczną - ani korzystać z kontinuum Mobiusa, Harry Keogh stał się niemal
"normalnym" człowiekiem. Jeżeli brać pod uwagę wiedzę, jaką dotąd posiadał zabieg, któremu go
poddano, można by przyrównać do lobotomii. Do tej pory był Nekroskopem - teraz stał się nikim.
A jednak, mimo iż nie mógł świadomie porozumiewać się z rzeszami zmarłych, słyszał ich glosy
we śnie. To co mówiły, było przerażające. Świat znów nawiedził Wielki Wampir!
Harry walce z wampiryzmem poświęcił życie, cóż jednak mógł zrobić teraz" jako eks-nekroskop?
Przynajmniej służyć radą; był wszak największym na świecie ekspertem w tej dziedzinie. Musiał coś
zrobić; wiedział, że jeśli wraz z Wydziałem E nie uderzy pierwszy, ów nieumarły potwór prędzej czy
później sam go odnajdzie. Tak, Harry był przecież legendą: zabójcą wampirów" w którego
zablokowanym umyśle wciąż tkwiły sekrety Ogromnej Większości i wzory matematyczne, opisujące
kontinuum Mobiusa. Strach myśleć" co by się działo, gdyby zrodzone po raz kolejny monstrum
wydarło mu nekromancją owe zakazane, metafizyczne talenty!
Umarli, pomimo zakazu ograniczającego kontakt z Harrym tylko do sfery snów, nie opuścili go w
potrzebie Znaleźli inną drogę przekazywania informacji i ostrzegli go, że wampir grasuje na wyspach
Morza Egejskiego Harry i kochająca go dziewczyna raz jeszcze sprzymierzyli się z Wydziałem E i
wyruszyli zobaczyć, co da się zrobić.
Niestety, Janosz Ferenczy, zrodzony z krwi Faethora "brat" Tibora, Starego Stwora spod Ziemi,
zdążył już zarazić wampiryzmem dwóch brytyjskich esperów i wspomóc swoje moce ich talentami
ezoterycznymi. Janosz wrócił, by na nowo zawładnąć swoimi włościami i odkopać starożytne skarby,
które sam ongiś ukrył, by zabezpieczyć się na wypadek zmian, jakie mogły przynieść stulecia
biernego półżycia - skarby, czekające w ziemi na jego "'zmartwychwstanie". Zadbał o to już w
piętnastym wieku, kiedy dowiedział się, że jego potężny ojciec, Faethor, po niemal trzech wiekach
krwawych wojen u boku krzyżowców, Czyn-Gis-Chana i Turków wraca na Wołoszczyznę Faethor
bowiem nienawidził Janosza i mógł spróbować go "zabić" (podobnie jak jego brata, Tibora, którego
pogrzebał w ziemi, odmawiając mu prawa do śmierci), a w takim przypadku owe zapasy na niepewną
przyszłość mogły okazać się bezcenne.
Kiedy Harry pojął, że ma do czynienia z Janoszem i kiedy wampir zawładnął jego kobietą, stało
się jasne, że musi w jakiś sposób odzyskać zdolność porozumiewania się ze zmarłymi i władzę nad
tajemniczym kontinuum Mobiusa. Bez tych mocy nie miał najmniejszych szans.
I wtedy skontaktował się z nim, oferując swą pomoc, duch Faethora Ferenczego, rezydujący w
walących się, zapuszczonych ruinach nie opodal rumuńskiego miasta Ploeszti. Przypomniał, że
umysł Harry'ego został okaleczony przez Rezydenta, Harry'ego Juniora, wampira o nad wyraz
rozwiniętych mocach psychicznych. Gdyby tylko Harry otworzył się przed Faethorem, "ojciec"
wampirów spróbowałby usunąć blokadę i odryglować zamknięte strefy. eks-nekroskopowi niezbyt
podobał się ten pomysł (wpuścić w swój umysł wampira, t e g o wampira!); wiedział, jak przerażający
w skutkach może być to eksperyment. Ale żebrakom nie przystoi wybrzydzać.
Faethor gotów był pomóc, gdyż nie mógł pogodzić się z myślą, że podczas gdy on jest tylko
gasnącym wspomnieniem, odrzucanym nawet przez umarłych, zrodzony z jego krwi Janosz ma się
dobrze i podbija świat "Ojciec" wampirów chciał raz jeszcze pogrzebać swego syna, pragnął
przyczynić się do jego zguby. A jedynym, który mógł do niej doprowadzić, był Harry Keogh. Tak
przynajmniej Faethor uzasadnił swą decyzję...
Harry spędził noc pośród szczątków ostatniego azylu Faethora, a kiedy spał, "ojciec" wampirów
wszedł w jego umysł i pootwierał pewne psychiczne "drzwi" zatrzaśnięte przez Harry'ego Juniora.
Obudziwszy się, Harry stwierdził, że znów włada mową zmarłych. Mógł teraz skontaktować się z
Mobiusem i nakłonić go, by połączył się z jego myślami i przywrócił mu wiedzę numerologiczną oraz
zdolność poruszania się w kontinuum Mobiusa. A jednak Faethor skłamał; raz wpuszczony w umysł
Harry'ego nie zamierzał odejść.
W zamku górującym nad transylwańskimi górami Zarandului Harry odzyskał pełnię sił, starł w
proch Janosza i przegnał ducha Faethora w wieczną pustkę i najgłębszą samotność strumieni czasu
przyszłego, zawartych w czasoprzestrzeni Mobiusa.
Zwycięstwo miało jednak swoją cenę. Od tamtej pory cząstką Harry'ego władają dziwne żądze i
jeszcze dziwniejszy głód. Nić jego życia nadal biegnie w nie kończącą się przyszłość wymiaru
Mobiusa. Tylko że o ile kiedyś była błękitna, jak linie wszystkich istot ludzkich, teraz splamiona jest
czerwienią...
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY - ROZMOWA W KOSTNICY
- Harry. - Nawet przez telefon było słychać, że Darcy Clarke silnie stara się zapanować nad
swym drżącym głosem. - Mamy pewien problem i przydałaby się nam pomoc. Pomoc w twoim Stylu.
Harry Keogh, Nekroskop, mógł się domyślać, co dręczyło szefa brytyjskiego INTESP. Mógł też
zadawać sobie pytanie, czy to nie dotyczyło właśnie jego.
- O co chodzi, Darcy? - zapytał cicho.
- To morderstwo - odpowiedział tamten nerwowo. Naprawdę był roztrzęsiony. - Cholernie
paskudne morderstwo, Harry! Mój loże, w życiu czegoś takiego nie widziałem!
Darcy Clarke miał okazję niejedno już widzieć i Harry'emu Keoghowi trudno było uwierzyć w te
słowa. Chyba, że Clarke mówi o...
- Pomoc w moim stylu, powiedziałeś? - Harry zaniepokoił się. Darcy, sądzisz, że...
- Co? - Tamten dopiero po chwili zorientował się, o co chodzi. O rany, nie! To nie robota
wampira, Harry. Ale i tak dzieło potwora. Człowieka, ale potwora.
Harry odetchnął z ulgą. Niemal z ulgą. Spodziewał się, że INTESP prędzej czy później przypomni
sobie o nim. Miał pewne obawy, a jednak... Darcy Clarke był jego przyjacielem. Nie zrobiłby nic -
nawet w tej sytuacji - nie sprawdziwszy wszystkiego dokładnie. I nawet wtedy, zdaniem Harry'ego, nie
polowałby na niego z kuszą i gwajakowym bełtem, maczetą i bańką benzyny. Spróbowałby najpierw
porozmawiać, wysłuchałby ego argumentów. Ale w końcu...
Szef INTESP wiedział o wampirach prawie tyle co Harry. Pojąłby, że sprawa jest beznadziejna.
Owszem, kiedyś się przyjaźnili, walczyli po tej samej stronie i Keogh był przekonany, że to nie
Darcy nacisnąłby spust. Ktoś by to jednak zrobił.
- Harry? - zaniepokoił się Clarke. - Jesteś tam jeszcze?
- Skąd dzwonisz, Darcy? - zapytał Nekroskop.
- Z zamku, z posterunku żandarmerii - odpowiedział natychmiast Clarke. - Znaleźli jej ciało pod
murami. Harry, to był zaledwie dzieciak. Osiemnastka lub dziewiętnastka. Jeszcze nie ustalili
tożsamości. Gdybyś tak zdołał się dowiedzieć, kto to zrobił...
Jeśli istniał jakiś człowiek, któremu Harry Keogh ufał, z pewnością był nim Darcy Clarke.
- Za kwadrans tam się zjawię.
- Dzięki, Harry. - Clarke wreszcie odetchnął. - Docenimy to.
- My? - powtórzył Nekroskop Nie zdołał wymazać z głosu tonu podejrzliwości.
- Co? - Clarke wyglądał na zdziwionego, zbitego z tropu. - No, policja I ja.
- Morderstwo? Policja? - zastanawiał się Harry. - To nie sprawa dla INTESP Skąd więc wziął się
tam Clarke?"
- Jak się w to wplątałeś? - zapytał.
- Ja jestem w "podróży służbowej", z wizytą u mej starej cioteczki, Szkotki. Odwiedzam ją od
wielkiego święta. Już od dziesięciu lat łazi na ostatnich nogach, ale wciąż nie zamierza się kłaść.
Miałem dziś wracać do centrali, ale akurat wynikła ta sprawa. To coś, w czym INTESP usiłuje
wesprzeć policję' seria, o Boże, seria makabrycznych mordów.
Harry nigdy dotąd nie słyszał o owej krewniaczce Darcy'ego. A z drugiej strony, to była
wyśmienita okazja, by sprawdzić, czy esperzy coś wiedzą o... jego problemach. Musiał jednak
zachować ostrożność; zbyt dobrze znał INTESP, by pakować się w prostą pułapkę.
- Harry? - znów rozległ się głos Clarke'a, metaliczny i nieco zniekształcony; zapewne wiatr
nieustannie krążący wokół wysokich murów zamku targał przewodami. - Gdzie się spotkamy?
- Na esplanadzie, na górnym krańcu Królewskiej Mili - warknął Nekroskop. - Darcy...
- Tak?
- Nieważne. Porozmawiamy o tym później.
Położył słuchawkę na widełkach i wrócił do kuchni, by skończyć śniadanie - gruby na cal stek,
surowy i krwisty
Sądząc z wyglądu, Darcy Clarke był najprzeciętniejszym człowiekiem na świecie. Natura
wynagrodziła mu jednak tę fizyczną anonimowość, ofiarowując wyjątkowy talent.
Clarke był deflektorem, przeciwieństwem ofiary losu. Wystarczyło, by otarł się o jakieś
zagrożenie, a już interweniował jego paranormalny anioł stróż. Jeśli przyjąć, że cały prowadzony
przez Clarke'a zespół ekstrasensoryków to fotografie, on byłby jedynym negatywem. Nie panował
nad swym darem; jego obecność uświadamiał sobie jedynie w chwilach, gdy rozmyślnie mierzył się z
niebezpieczeństwem.
Talenty innych - telepatia, lokalizowanie, przepowiadanie przyszłości, onejromancja, wykrywanie
kłamstw - były bardziej uchwytne, posłuszne i praktyczne. Z darem Clarke'a sprawa wyglądała
inaczej. Wciąż robił swoje' czuwał nad esperem. Niczemu innemu nie służył. Zapewniał mu jednak
długowieczność, co sprawiało, że Clarke był idealnym kandydatem na stanowisko, które obecnie
piastował. Jedno w tym talencie było paradoksalne' kiedy nie dawał znać o sobie, Clarke powątpiewał
w jego istnienie. Wciąż jeszcze na przykład wyłączał korki przed wkręceniem żarówki. Ale może i to
stanowiło dowód na jego działanie?
Gdyby ktoś przyjrzał się Clarke'owi, z całą pewnością nie domyśliłby się, że może piastować
jakiekolwiek stanowisko kierownicze, nie wspominając o zarządzaniu najtajniejszą z brytyjskich służb.
Średniego wzrostu, o mysich kędziorkach, lekko przygarbiony i z niewielkim brzuszkiem, do tego
jeszcze w średnim wieku - z każdej strony wyglądał na przeciętniaka. W nieskorej do uśmiechu
twarzy tkwiły nie wyróżniające się niczym, piwne oczy. Mocno zaciśnięte usta można było
ewentualnie zapamiętać, ale generalnie Darcy Clarke nie miał w sobie nic szczególnego; jego obraz
zaraz zacierał się w pamięci. Wszystko w nim - łącznie z doborem garderoby - było średnie..
Takie przyziemne myśli przemknęły przez głowę Harry'ego Keogha w ciągu tych kilku sekund,
które minęły, odkąd wydostał się z metafizycznego kontinuum Mobiusa na esplanadę Zamku
Edynburskiego i ujrzał plecy Darcy'ego Clarke'a, który wpychając dłonie w kieszenie prochowca,
czytał legendę, wypisaną na mosiężnej tabliczce nad siedemnastowiecznym wodopojem.
Żelazną fontannę, ozdobioną wizerunkami dwóch głów - szpetnej i anielskiej - ustawiono... w
pobliżu miejsca, gdzie spalono niejedną czarownicę. Głowy - nikczemna i czysta - mają
symbolizować fakt, że część skazanych posługiwała się swą wyjątkową wiedzą w niecnych celach,
inne zaś padły ofiarą niezrozumienia, życząc swym pobratymcom jedynie tego, co najlepsze. Tylko
porywisty wiatr nie pozwalał uznać tego słonecznego, majowego dnia za ciepły. Esplanada była
prawie pusta: grupki turystów - ze dwa tuziny osób - trzymały się wyższego krańca szerokiego
asfaltowego placu; spoglądały z murów na miasto lub fotografowały potężną, szarą twierdzę - Zamek
na Skale - skrytą za fasadą blanków i dziedzińców.
Harry przybył w chwilę po tym, jak Clarke, zlustrowawszy uważnie całą esplanadę, zainteresował
się tabliczką.
Jeszcze przed chwilą szef INTESP przebywał sam na sam ze swymi myślami, a w promieniu
pięćdziesięciu stóp od niego nie było żywego ducha. Teraz jednak za jego plecami rozległ się cichy
głos:
- Ogień to bezstronny zabójca - usłyszał. - Dobre czy złe, wszystko spłonie, jeżeli tylko jest dość
gorące.
Serce podskoczyło Clarke'owi do gardła. Drgnął i odwrócił się z impetem. Krew odpłynęła mu z
twarzy i przez moment wyglądał śmiertelnie blado.
- Ha... Ha... Harry! - zająknął się. - Boże, nie zauważyłem cię! Skąd się tu..? - Urwał, gdyż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]