Never say Werewolf^1-11, Never Say Werewolf cheer up

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Never say
Werewolf
„Tam gdzie wszystkie książki się kończą, ta się zaczyna. Nie da się nic przewidzieć. Co będzie w
przyszłości? O tym wie tylko Bóg. Nawet nadnaturalne moce nic nie mogą zrobić, by zmienić
przyszłości.
Cheer_up
1
Spis treści
-str. 3 Rozdział 1
-str.5 Rozdział 2
-str.8 Rozdział 3
-str. 17 Rozdział 4
-str. 29 Rozdział 5
-str. 39 Rozdział 6
-str.46 Rozdział 7
-str. 53 Rozdział 8
-str. 59 Rozdział 9
-str. 65 Rozdział 10
2
Never say: Werewolf
Rozdział pierwszy
MiddleYear Academy z pozoru wygląda normalnie. Stare zamczysko o średniowiecznym
wyglądzie z czterema wieżami.
Mieściło się w nim zwyczajne liceum z internatem. Standardowe, gdyby nie to, że nikt z niej
nigdy nie wychodzi za dnia, a uczniowie mają setki lat, byłaby normalną szkołą.
Nazywam się Tiana Einberg i jestem wampirem. Dobrze pamiętam moment swojej przemiany.
Miałam wtedy siedemnaście lat i nie zgodziłam się zostać żoną pewnego chłopaka. On w zamian
zatopił we mnie swoje kły i zamienił, już na zawsze, w wampirzycę. Od ponad stu trzydziestu lat
żyję, i ostatnimi laty, chodzę do MiddleYear Academy, gdzie wampiry uczą się jak przetrwać w
tym nowoczesnym świecie.
Jakieś trzy lata temu zostałam zwerbowana do tej szkoły w ramach, jak to nazwali
„dokształcenia. Grupa elitarnych wampirów wyszukuje po świecie takich jak ja. Aż dziw bierze
ilu ich się po świecie pląta. Od czasów Wikingów, epokę elżbietańską i czasy współczesne. Nie
chcę nawet wiedzieć, gdzie się ukrywali, nie mogąc podążać za biegiem czasu.
Rozpoczęcie roku to zawsze wielkie wydarzenie. Na takie zdarzenie wszyscy chcą wyglądać
powalająco. Razem z moją przyjaciółką Bonny nie spałyśmy już od dawna. Prysznic, układanie
włosów, make-up i dobranie stroju, to zajmuje trochę czasu. Myślenie, że wampiry są zawsze
piękne, wyspane i wypoczęte to tylko mity. Oczywiście istnieją wampy, które zawsze wyglądają
olśniewająco. Takie wampirze modelki na pokaz. Blondynki z niebieskimi oczami i pięknymi
białymi kłami.
Osobiście jestem niewysoką, dobrze zbudowaną szatynką. Moje włosy są utrapieniem. Wampirze
włosy są suche i często wypadają. Trzeba o nie strasznie dbać. Do tego, gdy na całe dormitorium
młodych dam przypada jedna łazienka, życie jest naprawdę ciężkie. Pokoje dziewczyn
znajdowały się północnej wieży.
Do Głównej Sali, gdzie odbywały się apele, prowadziły średniowieczne szerokie schody. Teraz
całkiem przepełnione wampirami z różnych epok. Przeciśnięcie się w dół zajęło nam dobre
dwadzieścia minut. Pierwsze co się rzucało w oczy, to odświętnie przystrojona sala: girlandy
przy oknach z witrażami, do tego świeże kwiaty w każdym wolnym miejscu i tłumy kotłujące się
pod sceną.
Podeszłyśmy do naszych przyjaciół. Thomasa, wysokiego blondyna w ozdobnych okularach oraz
jego równie dużego i przystojnego kumpla, Billa. Za nimi stał młodzieniec z kruczoczarnymi
włosami i brązowymi oczami - Hunter, chłopak mojej przyjaciółki. Nie byłyśmy super popularne
w szkole, ale jeśli znałeś Wikingów byłeś kimś.
— Słyszeliście już o tym, że mamy mieć jakąś niespodziankę w tym roku!? — Miałam wrażenie,
że Bill zaraz eksploduje, był tak zafascynowany i podekscytowany.
— A, kto o tym nie słyszał? — Hunter znów powalił nas swoim pesymizmem.
— Może pozwolą nam pić ludzką krew prosto z żyły. Najlepiej BRh +. — Bonny mówiła to z
taką nadzieją.
Musiałam ją obudzić z tego zamyślenia.
— Bonny, co roku masz taką nadzieję i co roku nic.
— Co, nie wolno pomarzyć!?
Bonny jest drobna szatynką o porcelanowej cerze, która zawsze ubiera się w kolorowe stroje.
Wygląda na bezbronną, ale umie gryźć ludzi i pić krew najlepiej na świecie. Gdy staliśmy
3
czekając na inaugurację tego roku szkolnego, na scenę weszła nasza dyrektorka madame
BelleFleur. Niziutka kobieta, której wszyscy się bali. Krążyły niezliczone plotki na jej temat. I to
wcale nie wesołe, lecz krwiożercze i mroczne.
— Witam was, uczniowie, w okrągłą rocznice istnienia naszej szkoły. Osiemset lat już się z
wami użeram. — To chyba miała być taka zabawna anegdota. — Ten rok będzie wyjątkowy. W
tym roku wygramy „POJEDYNKI WAMPIRÓW.
Co roku słyszeliśmy tą samą gadkę, o zwycięstwie w pojedynkach. Dla wampirów to taka
olimpiada: złap ofiarę, kto szybciej zabije człowieka, itp. Występowały też współczesne gry takie
jak baseball w ekstremalnych warunkach czy biegi wokół całego kraju. Byliśmy w niej dobrzy,
ale zawsze zajmowaliśmy drugie miejsce. Nawet z wyprzedzeniem robili dla nas puchar, za
drugie miejsce.
— Dzięki komu niby? — rzucił długowłosy chłopak za nami, wystylizowany na hipisa, chyba
Harry.
— Spodziewałam się takiego pytania. Chyba już słyszeliście o tym, że mamy dla was
Niespodziankę. Oto nasi nowi uczniowie, którzy pomogą nam wygrać POJEDYNKI.
Drzwi otworzyły się szeroko. Weszły przez nie bardzo wysportowane dziewczyny, w naszym
wieku a za nimi wysocy, umięśnieni i równie wysportowani chłopacy. Ubrani byli bardzo
podobnie: dziewczyny w białe topy podkreślające ich figurę, a chłopcy w spodenki 3/4 i koszulki
przylegające do ich umięśnionych klat. Po auli przeszły pomruki.
— Zobacz jak im żyła pulsuje, aż ślinka cieknie. — Bonny patrzyła na nich jak na przekąskę.
— Przywitajcie się ze swoimi nowymi koleżankami i kolegami. Będą z wami mieszkać, uczyć
się i żyć. — Chyba usłyszała uwagę Bonny, bo od razu dodała: — Ktokolwiek będzie chciał
zbliżyć się do szyi naszych nowych uczniów, spotka się z niemiłą niespodzianką. Każdy z nich
ma na sobie srebrną biżuterię. Będą za to surowe kary, więc proszę jak wam nie zależy na
wiecznym życiu... — zamilkła sugestywnie.
Elitarna Szkoła dla wampirów z wieloletnim stażem, właśnie straciła swoją renomę, stała się
szkołą dla mieszańców. Na sali było słychać już tylko jedno słowo: WILKOŁAKI!!!
4
Rozdział drugi
Nasze zdziwienie trawo dość długo. Szkoła dla wampirów z pełnokrwistymi wilkołakami.
Prawie
WILKAMI
!!!
To się nie mogło udać.
Gdy wyszłam z szoku, wzięłam Bonny za rękę, a ta pociągnęła chłopaków i poszliśmy do
wspólnego salonu. Nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Pokój był już na wpół wypełniony.
Jacyś chłopcy oglądali telewizję, a dziewczyny plotkowały, słuchając radia. Usiedliśmy przy
kominku. W najmniej zaludnionej części pokoju.
— Wiecie co? To srebro można jakoś zdjąć…— stwierdziła Bonny.
— Jeśli chcesz skończyć jako nowy eksponat na lekcji alchemii — skomentował to Bill.
A my mało nie padliśmy ze śmiechu, za to Bonny spłonęła rumieńcem.
— Ale taka szklanka jeszcze ciepłej cieczy z żyły…
— Hunter, dałam ci na imieniny dwa litry ARh+ z banku krwi. Już je wypiłeś?
— Zejdźcie na ziemię! — odezwał się ostro Tom, jedyny normalny wśród nas. — Nie możemy
żyć pod jednym dachem z tymi… wilkami.
— Ale widzieliście te wilczyce? Jakie gorące, można by z taką… — rozmarzył się.
— Przymknij się, Bill. — Puścił mi tylko piorunujące spojrzenie, a ja wzruszyłam ramionami. —
Trzeba coś wymyślić. Jakąś akcje sabotażową, czy coś takiego.
— Na pewno? A może od razu grupowy mord?
— Nie bądź takim pesymistą, Hunter. Rusz głową. W końcu jesteś najstarszy z nas — zadrwiłam
z niego.
Tak naprawdę Hunter był jednym z najstarszych wampirów w szkolę. W naszej paczce to ja
byłam najmłodsza. Z reguły nikt nie chce mówić kiedy został przemieniony. Hunter był
wyjątkiem. Wiele razy opowiadał nam, że koło XII wieku miał zostać zakonnikiem, a jego
własny ksiądz go ugryzł.
WSTRZĄSAJĄCE!
Gadaliśmy tak jeszcze przez dobrą godzinę. Jak się pozbyć wilków? Doszliśmy do wniosku, że
najlepiej będzie oddać ich do ZOO. Oczywiście to są żarty, do poważnych inicjatyw nie
dotarliśmy. Zbliżała się pora obiadu, więc udaliśmy się do jadalni.
Nie można było nazwać tego stołówką. Wielka sala, ze średniowiecznymi ozdobami i ogromnym
kominkiem. Stoły były sześciu osobowe. Razem z naszą piątką siedziała jeszcze z nami
rudowłosa dziewczyna: Lexi. Gdy usiedliśmy przy stolę zobaczyliśmy, że zamiast normalnego
dania w stylu: zupa krwisto warzywna czy bardzo (lub cały) krwisty stek, mieliśmy na talerzach
pizzę. Jedzenie dla ludzi!
— Nie, to są jakieś żarty. Najpierw wilkołaki, a teraz to. Kpiny. — Lexi była oburzona.
Najlepsze w tej całej sytuacji było to, że wilki jadły ze smakiem, a myśmy na nich patrzyli jak
coś do schrupania. Siedzieliśmy i siedzieliśmy, nie tykając ani jednego kawałka pizzy na naszych
talerzach. Po pewnym czasie głodowania, podeszła do nas grupka zmiennokształtnych.
Byli bardzo przystojni. W szkole jest kilku fajnych wampirów, ale oni bili ich na głowę. Jeden z
nich był szczególnie pociągający. Jego zniewalająco błękitne oczy kryły tajemnice, a złota
czupryna była zmierzwiona w artystycznym nieładzie.
— Hej, będziecie to jeszcze jedli?— zapytał chłopak stojący na przodzie.
— Nie wydaje mi się, a co? — odpowiedział im Bill, sztucznie udając miłego.
— Możemy to zabrać? — zapytał.
— O, pieski chcą się najeść — powiedział to z takim politowaniem, jakby naprawdę było mu ich
żal. — Nie ma sprawy. Bierzcie.
Lexi z trudem ukrywała rozbawienie, a Bill był uśmiechnięty od ucha do ucha. Przyjmując naszą
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl
  •